24 grudnia 2010

Wesołych Świąt!


Co ja Wam będę mówił... Najlepszego!

6 grudnia 2010

Opowieść o zębie, czyli o tym, że rozmiar jednak ma znaczenie



Większość z nasz lubi płacić niewiele. Bez względu na to, czego dotyczy transakcja, lubimy zaoszczędzić parę groszy, wyszperać wyjątkową okazję czy producenta, który odkrył sekret wytwarzania dobrych rzeczy w niskich cenach. Często rzeczywistość weryfikuje nasze pojęcie na temat "taniości" i coś, co jest niedrogie w zakupie, okazuje się kosztowne w eksploatacji - wiedzą o czym mówię wszyscy, którzy kupili w markecie tanią drukarkę, samochód za okazyjną cenę lub, no właśnie - narzędzie. 

Dzisiejszy post poświęcamy akcesoriom, które każdy majsterkowicz zna doskonale - tarczom do pilarek. 
Dobra i mocna piła to jedno z narzędzi, które każdy majsterkowicz powinien mieć w swoim warsztacie. Elektronarzędzie pozwala bez większego wysiłku przeciąć miękkie drewno, ale również twardą płytę. Niemniej ważne od samego narzędzia są akcesoria, dlatego też właśnie na przykładzie tarczy pilarskiej postaram się pokazać różnicę pomiędzy markowymi (i stosunkowo niedrogimi), a tanimi akcesoriami. 

Tarcza pilarska to w dysk wykonany ze stopów stali, wyposażony w zęby z węglików spiekanych. Rodzaj, ilość, a także kształt zębów wpływają na jakość, szybkość i dokładność cięcia. Ogólna zasada mówi, że im więcej zębów, tym rzaz jest dokładniejszy. Do cięcia zgrubnego wystarczy nam dysk z kilkunastoma zębami, ale już przy pracy z płytami laminowanymi przyda się taki, który zębów ma kilkadziesiąt. Im mniej zębów, tym skrawany wiór jest większy, a rzaz - mniej dokładny Należy jednak pamiętać, że im więcej zębów posiada piła, tym większe obciążenie silnika i krótsza droga do uszkodzenia narzędzia. 60-cio zębową tarczą nie powinniśmy ciąć litego drewna, a 12-to zębowa nie przyda się do pracy z płytą meblową.

Na zdjęciu poniżej porównanie dwóch dysków (tania tarcza firmy JOKA, kupiona w internecie za około 30 PLN oraz polska FABA, za około 120 PLN) - oba posiadają taką samą ilość zębów, taki sam otwór montażowy oraz średnicę. Pierwszą różnicę zauważymy na zbliżeniach:




Zapewne każdy zauważy, że dyski różnią się znacznie wielkością zęba - jest to podstawowa, widoczna gołym okiem różnica, aczkolwiek zapewne i stop, z którego wykonano dysk jest różny. Większość tarcz jest wyposażona w zęby z węglików spiekanych - jest to bardzo twardy i jednocześnie dość trwały materiał. Zęby mocuje się do dysku za pomocą lutowania indukcyjnego. Pojedyncze ostrza ulegają jednak naturalnemu zużyciu, w szczególności podczas pracy z materiałami drewnopochodnymi, płytą melaminową lub wiórową. To właśnie wówczas niebagatelnego znaczenia ma wielkość węglika. Koszt ostrzenia tarczy jest dużo niższy niż koszt zakupu nowego narzędzia, niestety, tańsze produkty mają ograniczoną żywotność, więc siłą rzeczy trudniej je zregenerować. Czasami będzie to wręcz niemożliwe. Czy podobne niuanse mają znaczenie w hobbystycznym wykorzystaniu narzędzi? Owszem. Tarczą lepszej jakości pracę wykonamy szybciej i dokładniej. Wzrost ceny idzie w parze ze wzrostem bezpieczeństwa - oczywiście przypadki odklejania się węglików zdarzają się rownież w przypadku droższych narzędzi, ale większe prawdopodobieńswo urazu istnieje w przypadku narzędzi, w którychkontrola jakości jest pojęciem czysto teoretycznym. Droższa tarczą będzie nam się w końcu przyjemniej pracowało, bo dysk nie będzie "gwizdał": 





Na zdjęciach powyżej widać, tzw. szczeliny dyletacyjne, czyli nacięcia dysku mające za zadanie zmniejszać hałas, odprowadzać ciepło i zmniejszać wibracje. Jak opisywane tarcze sprawdzają się w praktyce? Pierwsze cięcia nową tarczą nie wykazywały zbyt dużych różnic - materiał nie był postrzępiony, nie klinował się, a tarcza nie przypalała wnętrza rzazu. Na płycie melaminowanej nie było zbyt wielu odprysków, (w przypadku JOKI pojawiły się po kilkudziesięciu cięciach). Pogorszenie jakości można zaobserować w przypadku tańszej tarczy już po kilkudziesięciu użyciach. Objawia się to postrzępieniem rzazu (w przypadku miekkiego drewna iglastego), tym większym, im więcej cięć seryjnych wykonujemy. 

Do czego wykorzystać tarczę z zębami naprzemian skośnymi, a do czego z trapezowymi? Co to jest ujemny kąt natarcia i dlaczego tarczą uniwersalną nie przetniemy aluminiowych profili? O tym w jednym z kolejnych odcinków.

15 listopada 2010

Scheppach TS2010, czyli piła jak-się-patrzy


W życiu każdego majsterkowicza nadchodzi czas na refleksję: korzystać z prostych narzędzi i mieć satysfakcję, że robi się rzeczy niemożliwe, czy zainwestować we własną wygodę i wygospodarować nieco grosza na lepszy sprzęt? Otóż i Pana Fleksa dopadła owa refleksja - nawiedziła go w pięknych okolicznościach przyrody, więc tym łatwiej było wygospodarować w domowym budżecie środki na nieprzewidziany wydatek. W ten oto sposób Pan Fleks stał się właścicielem pierwszej w jego życiu pilarki stołowej, o wdzięcznej, acz mało znanej nazwie Scheppach.   

Niemiecki producent nie jest u nas zbyt dobrze znany. W sprzedaży znajdziemy wprawdzie kilka modeli szlifierek stołowych, wyrzynarek taśmowych oraz pilarek stołowych, ale rodzime media milczą na temat tych narzędzi, a uzytkownicy również nie zabierają w tej sprawie głosu. 
 Model TS2010 jest obecny na naszym rynku od kilku lat. Oferuje użytkownikowi całkiem sporo - duża moc silnika, aluminiowy blat i dość dokładne oprzyrządowanie. Największy smaczek w opisywanym modelu kryje się - jak to zwykle bywa - w wnętrzu: to motor. Przyjaciele zza Odry wyposażyli pilarkę w silnik indukcyjny o mocy niemal 2kW. Zalety takiego napędu można mnożyć w nieskończoność; do najważniejszych należy niski poziom hałasu i odporność na obciążenie. Nie bez znaczenia jest także fakt, że taki silnik nie posiada szczotek, więc jest praktycznie całkowicie bezobsługowy. 

Wyposażenie i możliwości



Pilarka w standardowym wyposażeniu posiada dwie prowadnice: kątową i równoległą. Praca wspomnianym narzędziem to przyjemność - wprawdzie standardowa tarcza z  24-ma zębami nie nadaje się do precyzyjnych cięć, ale jej jakość przy pracy z drewnem jest akceptowalna. Przy cięciu za pomocą dostarczonej tarczy warto pamiętać, aby wysokość cięcia ustawiona w maszynie była przynajmniej dwukrotnie większa od obrabianego materiału - pozwoli to na uzyskanie w miarę czystego i niepostrzępionego rzazu nawet w przypadku płyt laminowanych i sklejki. Tarcza jest regulowana w dwóch płaszczyznach, podziałka umieszczona pod blatem ułatwia precyzyjną regulację wysokości cięcia.



Parametry piły
Wymiary (dług./szer./wys.)
720/450/300 mm
Wymiary stołu
480x600 mm
Wysokość stołu
305/865 mm z podstawą
Tarcza piły (fi / ilość zębów)
200/24 mm/zęby
Ustawianie wysokości cięcia
0 - 62 mm
Zakres pochylania
45°
Prędkość
5000 obr/min
Prędkość cięcia
52 m/s
Długość ogranicznika wzdłużnego
453 mm
Zakres kąta
2 x 60°
Złącze ssące (fi)
50 i 100 mm
Masa ok.
36 kg
Szerokość lub wysokość cięcia:

- z ogranicznikiem wzdłużnym
230 mm
- z poszerzeniem stołu
480 mm
- z ogranicznikiem kątowym
250 mm
- z sankami prowadzącymi
600 mm
Wysokość cięcia przy 90°
60 mm
Wysokość cięcia przy 45°
48 mm
Napięcie zasilające silnika
220-240 V/50 Hz
Moc wejściowa
1,8 (2,5) kW (KM)
Moc wyjściowa
1,2 (1,6) kW (KM)
Prędkość
2800 obr/min
Zabezpieczenie silnika
jest
Urządzenie przełącznik/wtyczka przy uruchamianiu beznapięciowym
jest


Wady i zalety pilarki

Większość rzeczy na tym świecie posiada wady. Wyjątkiem jest teściowa Pana Fleksa, ale w tej konkurencji nie będziemy jej uwzględniali - piła nie potrafi bowiem otwierać butelki z piwem. Na szczęście Scheppach TS 2010 posiada także całe mnóstwo zalet:
 
+ bezobsługowy silnik indukcyjny,
+ spora masa urządzenia,
+ sztywny, aluminiowy blat, 
+ łatwy dostęp do tarczy +dostarczane w zestawie narzędzia do jej wymiany,
+ wolny rozruch,
+ dodatkowe akcesoria dostępne w opcji, 
+ CENA

Zalety ujemne ;-):
- konieczność regulacji prowadnic równoległej i kątowej,
- niezbyt precyzyjna tarcza pilarska dostarczana w standardowym wyposażeniu,
- "kasowanie luzów" na prowadnicy kątowej za pomocą plastikowych podkładek.

Czy w podobnym przedziale cenowym znajdziemy wśród konkurencyjnych produktów narzędzie o podobnych parametrach? Za około 500 PLN możemy stać się właścicielami pilarki Dedry lub Topexu. Pierwsza maszyna dysponuje mocą 1,5 kW, ale wyposażono ją w klasyczny silnik komutatorowy. Druga pozycja to już maszyna indukcyjna, ale o mocy zaledwie 800 W, z blaszanym blatem. Za około 1600 PLN możemy kupić Makitę, model MLT100. Kolejne modele narzędzi z podobnym napędem i parametrami to ponad 2000 PLN. 

Zainteresowanych opisywaną maszyną zachęcam do odwiedzenia strony dystrybutora Scheppacha na Polskę, firmy Lange Łukaszuk.

Wyposażenie standardowe obejmuje: pilarkę, narzędzia do wymiany tarczy, tarczę pilarską 200x30mm 24T, osłonę tarczy mocowaną do klina rozszczepiającego wraz z przewodem do odciągu wiórów, adapter do odciągu. Importer udziala dwuletniej gwarancji zarówno przy zakupie na paragon jak i fakturę VAT.

10 października 2010

Wagner W550, czyli Król Dopalaczy


Z domowym warsztatem majsterkowicza jest trochę tak jak z ukochaną klasą w podstawówce: są tam tacy, bez których nie można żyć, ale także tacy, za którymi - wręcz przeciwnie - jakoś specjalnie nie przepadamy. Nasi bohaterowie zazwyczaj potrafią coś wyjątkowego (jak, np. wstrzymywanie oddechu na 83 sekundy i wsypywanie do kawy pani od fizyki sproszkowanej kredy), pomimo, że bez tych dziwactw też byłoby fajnie.

4 października 2010

Śwagier się żeni, czyli Pan Fleks i terakota



Wspomniany na tym blogu wielokrotnie Śwagier, podjął w ostatnim czasie dwie poważne decyzje. Pierwsza - wyjątkowo odważna i nieco lekkomyślna, to ożenek. Pomimo, że Pani Śwagrowa jest niewiastą przeuroczą (bo jakby nie było to siostra Pani Fleksowej), to jednak sam ślub ma w sobie coś, co sprawia, że każdy facet po jakimś czasie czuje, że mógł jeszcze poczekać. Ponieważ jnie ma jednak sensu płakać nad rozlanym mlekiem, a czasu nie da się cofnąć, pochylmy się przez moment nad tą małą tragedią Pana Śwagra i przejdźmy to rzeczy milszych.

22 września 2010

Małe jest piękne - Metabo SXE 400



Pan Fleks - jak już wielokrotnie wspominał - ma słabość do uniwersalnych i pomysłowych narzędzi. Dysponując niewielkim warsztatem istotne jest to, aby narzędzie spełniało szereg zadań i było przy tym możliwie małe i kompaktowe. Dzięki uniwersalności kilka maszyn można zastąpić jedną, a dzięki rozmiarom - łatwo je przechowywać nawet w niewielkim składziku. Szlifierkę Metabo, SXE 400, Pan Fleks odkrył zupełnie przypadkiem. Po letniej inwentaryzacji w przydomowym warsztacie, wybrał się do zaprzyjaźnionego dilera, po nową szlifierkę. Maszyna była potrzebna do wykańczania niewielkich elementów, zazwyczaj już po zmontowaniu lub po ich docięciu. Najwłaściwsza wydawała się szlifierka taśmowa, a to dlatego, że wygodnie wygładzać za jej pomocą (po uprzednim zamocowaniu na warsztatowym stole), np. różnej maści kantówki. Niestety, taśmówki okazały się hałaśliwe, ciężkie i - co tu dużo gadać - dosyć drogie. Zakup narzędzia za ponad tysiąc złotych, które resztę żywota spędziłoby przymocowane do stołu, wydało się lekkomyślne. 
Może zatem maszynę osylacyjną? Spora płyta szlifierska i możliwość dotarcia do załamań - super! Problem w tym, że taką szlifierką trudno operować trzymając materiał w ręku... 

Po cóż jednak ma się zaprzyjaźnionych Dilerów? - "Panie Fleksie, a może to?" - zaproponował Pan Jerzy, a Pan Fleks... no cóż. Zacznijmy od pierwszego wrażenia - ot, dziwadło, niby "delta", ale z okrągłą stopą i do tego mimośrodowa:




Pora na badanie organoleptyczne: bardzo wygodny uchwyt: od spodu wykończony antypoślizgową okładziną, z wygodnie umieszczonym na górze narzędzia, szerokim włącznikiem. Stopa szlifierska okrągła, więc teoretycznie niemożliwe będzie szlifowanie zakamarków. Ma za to rewelacyjny dodatek - rodzaj gąbki z rzepem, który po zamocowaniu do stopy powoduje, że łatwo pracuje się z nieregularnymi powierzchniami: 








Po doświadczeniach, z wprawdzie nie do końca typową, ale jednak deltą, okazało się, że konieczność szlifowania w kątach powstaje... niezmiernie rzadko. Praktyka Pana Fleksa wskazuje na to, że najczęściej przychodzi pracować ze sporymi, ale regularnymi i prostymi płaszczyznami.

No dobrze, cóż jeszcze ma do zaoferowania narzędzie, którego cena katalogowa to około 500 PLN? SXE 400 podobno najchętniej wybierają blacharze i lakiernicy - z przyczyn oczywistych: jest mała i poręczna i znając życie - pochłania jak szalona tony szpachli. W czym jednak szlifierka może pomóc w przydomowym warsztacie majsterkowicza-hobbysty? Okazuje się, że w całej masie drobnych prac: szlifowanie małych elementów (jeden z poprzednich postów: donica na zioła i drewniane nóżki), renowacja starych mebli czy w końcu przygotowywanie materiału, np. do malowania/lakierowania (w szczególności wąskich i długich elementów). Czy SXE 400 zastąpi taśmówkę, czy "normalną" szlifierkę oscylacyjną/mimośrodową? Z pewnością nie, aczkolwiek jest doskonałym rozwiązaniem dla tych, którzy poszukują niewielkiego narzędzia, ale o sporych możliwościach. Optymalnym rozwiązaniem jest posiadanie zarówno dużej szlifierki oscylacyjnej lub mimośrodowej jak i SXE 400, ale nawet jednym narzędziem będziemy w stanie sporo zrobić. Jeśli chodzi o parametry, to prezentują się następująco:
    • Średnica talerza podporowego:  80 mm
    • Liczba obrotów na biegu jałowym:  5.000 - 10.000 /min
    • Moc znamionowa:  220 W
    • Moc oddawana:     100 W
    • Liczba obrotów przy obciążeniu: 6.000 /min
    • Amplituda oscylacji:  3 mm
    • Ciężar (bez kabla): 1,2 kg
Niewątpliwą zaletą narzędzia jest stosunkowo duża amplituda oscylacji oraz regulacja prędkości obrotowej i niewielka waga SXE 400:





W pracy z delikatnymi materiałami użytkownicy docenią hamulec talerza, który zatrzymuje go niezwłocznie po wyłączeniu maszyny. W warunkach amatorskich brakować może systemu odsysania pyłów: dzięki otworom w płycie oscylacyjnej urobek jest oczywiście odsysany, ale szlifierka jest przeznaczona do pracy z odkurzaczem, producent nie przewidział zatem - znanego z innych modeli - systemu Intec z papierowym filtrem. 



Podsumowując: SXE 400 to rewelacyjne, bardzo dobrze pomyślane i wytrzymałe narzędzie. Nadaje się zarówno do specjalistycznych prac, jak i domowego majsterkowania. Niewielka waga, regulacja obrotów i spore możliwości sprawią, że będzie to bardzo uniwersalne narzędzie. Decydując się na jego zakup miejmy świadomość braku filta na pył oraz fakt, że szlifierka pracuje z krążkami samoprzylepnymi o średnicy 80 mm - trudno o zamienniki gotowych i dziurkowanych arkuszy, ale oryginalny papier jest dostępny w sieci dilerskiej za niecałą złotówkę /arkusz. Przy intensywnej pracy można w prosty sposób dostosować do średnicy stopy większe krążki samoprzylepne, które znajdziemy w każdym markecie budowlanym.

Zainteresowanych większą porcją dancych technicznych odsyłam do strony producenta: www.metabo.pl. 
Narzędzie jest sprzedawane w kartonowym opakowaniu, w komplecie, na dobry początek, znajdziemy kilka arkuszy papieru. Standardowa gwarancja na narzędzie wynosi 3 lata (wymaga rejestracji przez sieć).

Koniec lata, czyli domowy zielnik




Bez dwóch zdań - idzie jesień. Pani Fleksowa postanowiła przeprowadzić do domu większość ziół, które przez całe lato hodowała na balkonie. A ponieważ Pan Fleks dla Pani Fleksowej jest w stanie zrobić bardzo wiele, przygotował kilka skrzynek, w których zioła będą miały szansę przezimować chłodne miesiące.

Donica, a raczej osłonka na rośliny, które są już posadzone chociażby w plastikowych pojemniczkach, miała być w założeniach bardzo prosta i estetyczna. Do jej budowy Pan Fleks wykorzystał tanie i dostępne w każdym markecie budowlanym materiały: półkę z płyty laminowanej (kolor Venge, 1200x300x16mm), świerkową kantówkę (45x45x1000mm) oraz kawałek sklejki o grubości 6 mm

Budowę najlepiej zacząć od wyfrezowania w płycie (w półce) rowka na dno donicy. Wygodniej zrobić to przed pocięciem płyty na części, bo półka w jednym kawałku będzie łatwiejsza w obróbce: 



-->
Rowek pod dno donicy najłatwiej wykonać frezarką - tutaj polecam narzędzie, którego opis znajdziecie w jednym z poprzednich postów - nadaje się do tej pracy wyśmienicie, bo można obsługiwać je jedną ręką, podczas gdy drugą unieruchamiamy półkę. Jeśli nie mamy dostępu do frezarki, dno można oprzeć o listewki przyklejone, bądź przykręcone po wewnętrznej stronie pudełka. Wykorzystana w projekcie półka jest oklejona ze wszystkich stron, a dodatkowo, jedna z jej części zaokrąglona - z punktu widzenia estetyki jest to rozwiązanie dużo lepsze niż płyta docinana i oklejana za pomocą dostępnych w marketach pasków. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby materiał na donicę dociąć i okleić w markecie. 

Wspomnianą półkę z płyty laminowanej tniemy na cztery części. Jeśli dysponujemy ukośnicą, zacinamy płytę pod kątem 45st, dzięki czemu boki bardzo ładnie i estetycznie nam się zlicują. Ze świerkowej kantówki docinamy 4 kawałki o długości 6 centymetrów, które posłużą nam za nogi donicy. Przygotowując dno ze sklejki pamiętajmy, aby dociąć kawałek szerszy i dłuższy o głębokość wyfrezowanego w półce rowka - po to, aby dno "wpuścić" w boki donicy. 



-->
Mając już wszystkie materiały zastanówmy się nad rodzajem połączenia. Najłatwiej wykorzystać wkręty lub konfirmanty. Niestety, jest to rozwiązanie najmniej estetyczne, a dodatkowo - w donicy, która może mieć kontakt z wilgocią - mało praktyczne. Ostatecznie, Pan Fleks Postanowił połączyć boki donicy lamelkami (jeden z przyszłych postów zostanie poświęcony temu rodzajowi połączenia, ponieważ jest ono bardzo wygodne, estetyczne i mało kłopotliwe w wykonaniu). W wielkim skrócie - lamele to prasowane z drewna bukowego łączniki, które umieszcza się w wykonanych uprzednio, wyfrezowanych w materiale, rowkach. Jedyną rzeczą, której potrzebujemy do wykonania tego rodzaju połączenia jest lamelownica, (bądź: frezarka nutowa lub fugownica - nazw jest kilka, ale zazwyczaj chodzi o to samo. Urządzenie przypomina szlifierkę kątową, ale zamiast tarczy posiada specjalny stolik i frez.

Nadszedł czas na złożenie naszych klocków: 


-->
Przy składaniu donicy uważajmy, aby nie uszkodzić okleiny płyty wsuwając dno ze sklejki w wyfrezowany rowek. Dno ze sklejki proponuję pokryć lakierem, ponieważ zapewne będzie miało kontakt z wodą. Jeśli rośliny chcemy posadzić bezpośrednio w donicy, jej wnętrze wyłóżmy grubszą folią, którą do boków i dna przymocujemy takerem. Do połączenia wszystkich części użyjemy kleju poliuretanowego, który dobrze znosi wilgoć - ma natomiast kilka wad: podczas wiązania pieni się i zwiększa swoją objętość, wypływając poza łączone elementy - pamiętajmy o tym i zawczasu zabezpieczmy materiał, np. taśmą malarską, bo klej bardzo trudno później usunąć. W jednym z kolejnych postów opiszemy ułatwienia związane z montażem podobnych skrzynek. 

Krótkiego opisu wymaga jeszcze wykończenie skrzynki. Docięliśmy poprzednio 4 odcinki świerkowej kantówki, które wykorzystamy jako nóżki. Przed zamocowaniem oszlifujmy dokładnie elementy i pokryjmy je lakierem bezbarwnym. Wystrój kuchni Pana Fleksa sprawił, że w tym konkretnym przypadku Pan Fleks postanowił pozostawić drewno w naturalnym kolorze - nic nie stoi na przeszkodzie, aby pomalować je na inny kolor. 



-->
Donica jest gotowa do użytku - będzie to wspaniałe miejsce na zielnik, który możemy do woli wykorzystywać przez całą zimę ;-)

4 września 2010

Makita 3710 - jednoręki bandyta



Kiedy pod koniec XIX, bezrobotny imigrant z Niemiec, Charlie Fey, zaczął pracę nad pierwszym automatem do gry, nikt nie myślał, że Kalifornia i cały świat pokocha wkrótce hazard i jednorękiego bandytę. Podobnie było z Panem Fleksem - kiedy zobaczył po raz pierwszy nowy model frezarki Makity, nie myślał o tym, że będzie to jedno z jego ulubionych narzędzi. 

Frezarka Makity, którą sam producent określa mianem "przycinacza" (ang. trimmer) to kompaktowe narzędzie, które wprawdzie nie zastąpi klasycznej frezarki, ale posiada kilka niewątpliwych zalet, które powinni wziąć pod uwagę majsterkowicze, planując zakup podobnego narzędzia. Co wyróżnia frezarkę Makity? Po pierwsze: waga i rozmiar. Narzędzie jest przystosowane do pracy jedną ręką, waży nieco ponad 1,5 kilograma, więc operowanie nim nie sprawia kłopotu. Frezarka jest wyposażona w regulację głębokości - nie jest ona tak precyzyjna jak w większych maszynach, ale do prostych zadań w zupełności wystarcza. 


Parametry maszyny są obiecujące: silnik o mocy 530 W rozpędza wrzeciono do 30 000 obrotów/min. Producent nie wyposażył trymera w układ miękkiego startu, ani regulację obrotów, co sprawia, że przy włączaniu występuje dość silne szarpnięcie - warto o tym pamiętać i włączać maszynę z dala od obrabianego materiału. Jak się pracuje Makitą? Całkiem przyjemnie. W standardowym wyposażeniu znajdziemy: prowadnicę równoległą, prowadnice kątową, frez palcowy, przystawkę do usuwania nadmiaru okleiny, tulejkę kopiującą, oraz dwa klucze do zacisku.


Wiele wariantów regulacji podstawy sprawia, że dysponując wyłącznie prostym frezem, możemy, np. fazować krawędzie materiału pod kątem 45 stopni. Biorąc pod uwagę fakt, że w zestawie występuje wyłącznie tulejka zaciskowa w rozmiarze 6 mm, jest to sprawa dość istotna. Większość dostępnych na rynku zestawów frezów posiada trzpień o średnicy 8 mm, co powoduje, że frezy są dla posiadacza Makity bezużyteczne. Na obcojęzycznych stronach Makity można znaleźć informację, że producent przewidział także tulejkę w rozmiarze calowym, ale w Polsce nie jest ona dostępna nawet jako akcesorium.

Czy frezarka posiada wady? Owszem, nawet kilka: po pierwsze ograniczony dostęp do akcesoriów wskutek zastosowania jednego rozmiaru tulejki dystansowej. Po drugie - akrylowa podstawa jest podatna na zarysowania. Regulacja głębokości frezowania mogłaby być dokładniejsza, ale wystarcza do zastosowań, do których została stworzona. Oprócz tego cała masa zalet - niewielka waga, bogate wyposażenie seryjne, za które inni producenci każą dopłacać, spora moc i dobra ergonomia. Nie bez znaczenia jest także cena: za około 400 PLN dostaniemy wszystko to, co u konkurencji wymaga sporej dopłaty (prowadnica kątowa, tuleja kopiująca). Ci, którzy zamierzają wykorzystwać narzędzie w pracy zawodowej powinni pamiętać, że Makita faworyzuje użytkowników indywidualnych: zakup na fakturę oznacza jedynie 12-miesięczną gwarancję. 

Pan Fleks, do tej pory miłośnik narzędzi "z prawdziwego zdarzenia", przesiadł się na mniejszą Makitę z prawdziwą rozkoszą. Dane frezarki można znaleźć na stronie producenta. Zdjęcia pochodzą ze strony: www.makita.biz

29 sierpnia 2010

Deser typu: "Bita śmietana"

Weekendowe zakupy są niekiedy szalenie inspirujące. W jednej z marketowych alejek Pan Fleks odkrył cały regał z deserami w proszku i nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie jeden z nich: deser typu bita śmietana. Z wyglądu prawdziwy smakołyk, dopiero kiedy człowiek się wczyta, odkrywa, że to podła imitacja. 
Dlatego też niedzielny post, Pan Fleks postanowił napisać "ku przestordze", której ma służyć także materiał video. Umówmy się, że film jest o drzwiach typu "antywłamaniowe". Posta dedykuje wszystkim, którzy lubią oszczędzać na tym, na co nie powinniśmy żałować pieniędzy.

Smacznego! ;-) 

7 sierpnia 2010

Co łączy kobiety i szlifierki oscylacyjne? (cz.3)

Szlifierka z dysku twardego

W sobotni wieczór - ostatnia część "Rozważań nad szlifierkami". 

W poprzednich postach była mowa o jakości wykonania modeli, których cena różni się o maksymalnie 100 PLN (zakładając, że na papierze narzędzia mają bardzo podobne parametry użytkowe). Na zakończenie kilka uwag praktycznych, oraz wskazówki na temat tego, czym się kierować przy wyborze narzędzia. 

Często przy wyborze narzędzia istotnym kryterium jest gwarancja i dostęp do sieci serwisowej. O ile w trakcie trwania okresu gwarancyjnego jest to mało istotne, o tyle  po upływie roku lub dwóch po zakupie nabiera niebagatelnego znaczenia. Producenci i dystrybutorzy proponują zazwyczaj dwojakie rozwiązanie tej kwestii: tanie narzędzia, w przypadku awarii, bardzo często podlegają wymianie na zupełnie nowy egzemplarz. O plusach i minusach takiego rozwiązania nie warto dyskutować - "wypożyczalnie" mają jednak spore grono fanów ;-)  Drugim, bardziej klasycznym rozwiązaniem jest wsparcie serwisowe producenta.

Co może "zepsuć" tanie narzędzie? Zazwyczaj zbyt intensywna praca. Mało który użytkownik pamięta o tym, aby w trakcie pracy robić krótkie przerwy. Wirniki narzędzi posiadają wprawdzie chłodzenie, ale plastikowe obudowy w połączeniu ze zbyt cienkim uzwojeniem wirnika wpływają na wzrost temperatury wewnątrz narzędzia, a w konsekwencji do jego spalenia. Im droższe narzędzie, tym większe prawdopodobieństwo, że przynajmniej cześć elementów wewnątrz będzie wykonana z odlewów. W opisywanych narzędziach wirniki różnił sposób łożyskowania:




Wróćmy do gwarancji - spora grupa producentów tanich narzędzi coraz chętniej inwestuje w sieć serwisową. Dla użytkowników to bardzo pozytywny sygnał. Niezwykle istotny jest jednak dostęp do części zamiennych. O ile nieskomplikowane narzędzie może naprawić nawet niewykwalifikowany serwisant, o tyle brak części powoduje, że może to być nieopłacalne lub wręcz niemożliwe.W jaki sposób dokupić do tańszej szlifierki wentylator lub łożysko ślizgowe? Konia z rzędem temu, komu uda się taka sztuka ;-) 

Producenci droższych (aczkolwiek w kategoriach ceny i przeznaczenia - nadal amatorskich) narzędzi często udostępniają na swoich stronach internetowych lub w instrukcjach obsługi wykaz części zamiennych wraz z ich numerem. Wzorcowym przykładem jest Metabo, które do każdego narzędzia dołącza szczegółowy rysunek techniczny (na fotografii dokumentacja szlifierki Metabo FMS 200 Intec). W przypadku tanich narzędzi nie ma o tym oczywiście mowy. 




Na zakończenie krótki poradnik dla poszukujących idealnego narzędzia. 
  • Budżet: to zazwyczaj pierwsza rzecz, jaką planujemy przed zakupem. Dobrze jest określić maksymalną kwotę, ale warto także dobrze przemyśleć (przed zakupem!) przyszłe zastosowanie narzędzia. Najlepiej kierować się zasadą, że lepiej kupić zapas możliwości, niż ich niedobór :-
  • Marka: profesjonalne narzędzia są droższe, ale także wytrzymalsze. Do sporadycznej pracy nie zawsze warto sięgać na najwyższą półkę, grzechem jest jednak nie korzystać z promocji i innych okazji (w ubiegłym roku producent profesjonalnych elektronarzędzi - AEG, w związku ze zmianą kolorów obudów, wyprzedawał starą linię z ponad 50% rabatem od cen katalogowych).
  • Parametry:
  1. moc wyrażona w Watach - w przypadku szlifierek oscylacyjnych, które służą do prac wykończeniowych w zupełności wystarcza przedział 200-350W, 
  2. prędkość oscylacji, wyrażona w min-1: jest to parametr który określa z jaką częstotliwością porusza się stopa szlifierska: im parametr wyższy, tym powierzchnia dokładniej oszlifowana. Zakres prędkości oscylacyjnej w większości narzędzi zawiera się pomiędzy 12000 a 30000 min-1.
  3. średnica oscylacji: czyli obszar, w jakim płyta szlifierska się porusza. Zazwyczaj jest to 2-3mm. 
  4. wielkość płyty szlifierskiej, podawana w mm. Od tego jak duża będzie stopa zależy jak dużą powierzchnię będziemy mogli poddawać obróbce. 
  5. sposób mocowania papieru: stopa na rzep lub ze specjalnymi zatrzaskami - ta druga wygodniejsza, bo przy dużym zapyleniu rzep staje się bezużyteczny. 
  6. elektronika: Vario, System Electronic, etc. - czyli specjalne układy, która zapewniają jednostajne obroty wrzeciona bez względu na obciążenie maszyny: przydatny dodatek.
Czego unikać przy wyborze narzędzia? Producenci prześcigają się w proponowaniu rozwiązań, które mają ułatwiać pracę, a częstokroć ją utrudniają. Skil stosuje w swoich narzędziach wskaźnik nacisku, który kolorem informuje użytkownika, że zbyt mocno dociska narzędzie do materiału. Czy jest to faktycznie potrzebne? Zapewne podobnie, jak wskaźnik laserowy w wyrzynarkach, które powstały po to, by wykonywać cięcia krzywolinijne. Rada Pana Fleksa jest taka, aby zamiast dopłacać za migające dodatki, przeznaczyć pieniądze na maszynę lepszego producenta. 

 

2 sierpnia 2010

Co można zRYOBIć z takimi narzędziami?



Pan Fleks uważnie śledzi rynkowe nowości. Z radością organizuje weekendowe wycieczki do marketów budowlanych, aby dotykać, oglądać i się zachwycać. Podczas jednej z wycieczek Pan Fleks natrafił na elektronarzędzia marki Ryobi.

Marka Ryobi jest obecna na naszym rynku od kilku lat, ale mniej więcej od roku  trwa kampania promocyjna, na którą składają się pokazy i testy narzędzi w marketach i artykuły w mniej lub bardziej specjalistycznej prasie (tytułem wyjaśnienia - nie, PanFleks.pl nie jest uczestniczy w tej kampanii ;-)). Ze względu na przeznaczenie (lub mówiąc po marketingowemu: target), sieć sprzedaży opiera się o markety DIY (np. Leroy Merlin).

Z zewnątrz nową linię elektronarzędzi wyróżnia kolor - intensywna, limonkowa zieleń. Producent tłumaczy ten zabieg... troską o narzędzia: im jaśniejsze obudowy, tym większa troska użytkownika o utrzymanie jej w czystości.Ten, kto korzysta z Ryobi zapewne sam bardzo szybko zweryfikuje tę interpretację, ale trzeba przyznać, że kolor spełnia swoją "promocyjną" funkcję dość skutecznie. Wracając do nowej linii narzędzi: Polski dystrybutor Ryobi, firma Agroma, przygotowała katalog z nowościami na rok 2010/2011. Wygląda ciekawie, już na wstępie razi jednak informacja o niedostępności bardzo wielu modeli narzędzi w Polsce - można zatem przypuszczać, że producent traktuje tę część kampanii promocyjnej trochę jako formę badania rynku i zainteresowania konkretnymi rozwiązaniami. Samych rozwiązań jest natomiast sporo - chociażby sztandarowy system One+, który zakłada pełną wymienność źródeł zasilania pomiędzy różnymi grupami narzędzi. W praktyce można kupić jeden komplet, czyli akumulator i ładowarkę oraz body konkretnych narzędzi (producent deklaruje pełną kompatybilność źródeł zasilania z 23 elektronarzędziami i 6 narzędziami ogrodowymi). Majsterkowicze mogą wybierać, m.in,  pomiędzy wkrętarkami, zakrętarkami, udarowymi pilarkami, wyrzynarkami, piłami szablastymi i źródłami światła. Oprócz drobnych elektronarzędzi Ryobi oferuje także odkurzacze, młotki elektropneumatyczne, pilarki stolikowe i narzędzia pomiarowe - właściwie wszystkie z nich nadal w granatowych obudowach.

Parametry narzędzi wyglądają zachęcająco, a cena w stosunku do oferowanych możliwości - jest dość atrakcyjna. Przykładem niech będzie wkrętak akumulatorowy 4V, zasilany akumulatorem litowo-jonowym, o regulowanym w 12 krokach momencie obrotowym (maksymalny to 5Nm) za nieco ponad 200 PLN (w zestawie z akcesoriami - bity, wiertła i końcówki). Wkrętak będzie głównym bohaterem jednego z przyszłych testów - informacja już wkrótce.




Dla wszystkich, którzy uwielbiają zagłębiać się w biografiach konkretnych producentów, krótka metryczka:
Ryobi jest częścią międzynarodowego koncernu TTI. W portfolio, oprócz Ryobi, znajdziemy takie marki jak AEG i Milwuakee oraz Hoovera. Baza serwisowa marek z portfela TTI nie jest wprawdzie tak rozbudowana jak w przypadku Boscha, Makity czy Metabo, ale wystarczająca do realizowania roszczeń gwarancyjnych.

W niedalekiej przyszłości Pan Fleks zaprasza do lektury testu wspomnianego wkrętaka - tymczasem uda się do gabinetu, aby zaplanować najbliższą, niedzielną wycieczkę do marketu.

22 lipca 2010

Pan Fleks zaprasza na balkon, cz.2

Od czasu publikacji poprzedniego posta przez balkon Pana Fleksa przewinęły się nieprzebrane ilości fanów balkonowych stolików. Do czasu kolejnej inwazji wypadałoby zatem dokończyć opis projektu. 

Wróćmy do elementów składowych stołu - poprzednio dość dokładnie opisana została podstawa, czyli nogi. Tym razem zajmiemy się blatem. W opisywanym stole blat został zbudowany z takich samych listew, co nogi - dzięki temu można zaoszczędzić na materiałach, kupując kilka jednakowych, dłuższych listew, zamiast bardzo różnych - krótszych, ale o różnych wymiarach. 

Kiedy dotniemy już nogi, a także wykonamy wszystkie niezbędne otwory, zajmijmy się blatem. Poprzeczne listwy oprzemy o dwie listwy o wymiarze 45x20mm. Na ich końcach wywierćmy otwór o średnicy 6mm - poprzez niego połączymy nogi oraz blat. 

W listwach "blatowych" wywiercimy otwory do mocowania poprzecznych listew. Odmierzamy miejsce, w którym połączymy elementy i odznaczamy je na całej długości listwy. Wiercenie zaczynamy od zagłębienia na łeb śruby - doskonale nadaje się do tego rozwiertak. Wszystkie otwory wykonujemy wiertłem o 1 mm większym, niż średnica wkrętu - dzięki temu wkręt bez problemów dociągnie dwa elementy. Na zdjęciach poniżej poprzeczki z nawierconymi pod wkręty zagłębieniami oraz otworami przelotowymi: 

Dodaj napis


Przygotowanie listew na blat będzie polegało na ich docięciu na odpowiedni wymiar, a także na fazowaniu ich krawędzi. Do fazowania możemy użyć frezarki górnowrzecionowej z odpowiednim frezem lub papieru ściernego nawiniętego na klocek z drewna. Ciekawy efekt osiągniemy pokrywając drewno lazurą, a dopiero później fazując krawędzie - efekt widoczny na zdjęciu poniżej:



Wykonanie blatu przeprowadzimy w następujących krokach: listwy, w których wywierciliśmy otwory  układamy na twardym podłożu. Ponieważ listwy blatu będą do niej prostopadłe, rozsuwamy je na szerokość o kilka centymetrów mniejszą, niż szerokość listew. Aby każda z listew była w równej odległości, wykorzystamy fragment płyty pilśniowej o gubości 3mm:



Każdą z listew dociskamy do płyty pilśniowej, a następnie przykręcamy ją do prostopadłych poprzeczek.Ważne jest, aby dopasować wcześniej długość wkrętu do grubości poprzeczki oraz listwy blatowej:



Kiedy zmontowaliśmy już dwie pary nóg, a także blat, możemy przejść do osatecznego szlifowania elementów. Zacznijmy od papieru ściernego o gradacji 80, a później wykończmy całość papierem 120 lub 150:


Przed pokryciem całości lazurą, pamiętajmy, aby dokładnie odkurzyć całą powierzchnię. Ponieważ lazura nie ma szczególnie dobrych właściwości kryjących, warto pomalować każdy element dwu- lub trzykrotnie.



Nadszedł czas na ostateczny montaż stołu (nogi stołu będziemy musieli jeszcze przyciąć pod kątem 30 stopni.) Gotowy blat stołu układamy "na plecach" i dopasowujemy do niego nogi. Ponieważ nogi nie będą z jednej strony przylegać do poprzeczek blatu, będziemy potrzebowali dwóch kawałków listwy, dociętych na wysokość poprzeczki, pod kątem 30 stopni. Następnie całość skręcamy wkrętami uniwersalnymi - w projekcie zastosowano rozmiar 5 mm. Warto wcześniej przewiercić całość, aby wkręt nie spowodował pękania drewna:



Aby stół być stabilny, musimy wzmocnić go dodatkowymi poprzeczkami - dla każdej pary nóg przygotujmy po dwie poprzeczki - jedną parę tuż pod blatem, drugą - na końcach nóg:




Ostatnim etapem prac będzie polakierowanie stołu - pamiętajmy, aby używaż lakieru do zastosowań na zewnątrz  - preparat chroni wówczas drewno przed promieniami UV oraz warunkami atmosferycznymi. 

Gotowy stolik wygląda, mniej więcej, tak:



12 lipca 2010

Pan Fleks zaprasza na balkon




Pan Fleks, po konsultacji z ośmiornicą Paulem, zdecydował, że pierwszym projektem, jaki opublikuje na blogu będzie projekt kawowego stolika, który można wykorzystać, np. na balkonie lub tarasie.  Jak wiadomo, Polacy umiłowali do szału zaledwie kilka rzeczy: reprezentację Polski i Adama Małysza (tylko wtedy, kiedy wygrywają), grillowanie oraz przesiadywanie w oknie (najlepiej na parterze), tudzież na balkonie. Ci, co mają taras, nie mają zazwyczaj czasu na przesiadywanie na nim, ponieważ pracują po kilkanaście godzin dziennie - statystyki pokazują, że kredyty zaciągane za zakup domu jednorodzinnego są o połowę wyższe niż te na mieszkanie w bloku. 

Wszystkie projekty, jakie będą publikowane w tym miejscu mają jedną, wspólną cechę - ich realizacja jest możliwa w domowych warunkach, przy użyciu podstawowych narzędzi. Jest oczywiście jasne, że korzystając z bardziej dokładnych i bardziej zaawansowanych narzędzi zaoszczędzimy sporo czasu, ale tę samą pracę możemy wykonać w prostszy sposób. Jednym z nich jest możliwość skorzystania z dodatkowych usług (np. cięcie drewna) jakie oferują sieci marketów DIY (Castorama, Leroy Merlin, Obi, Praktiker, itd.). Dla tych, którzy nie chcą zanadto rozbudowywać swojego parku maszynowego, jest to ciekawa alternatywa. Przy okazji kolejnych projektów Pan Fleks obiecuje kilka słów o elektronarzędziach, jakie wykorzystuje w konkretnych projektach. Będzie to doskonała baza wiedzy dla wszystkich, którym nieobce są dylematy pojawiające się przed zakupem konkretnego narzędzia.

Przejdźmy do projektu. Stolik jest wykonany z drewna sosnowego. Całość jest dwukrotnie pokryta lazurą ochronną, która chroni drewno przed warunkami atmosferycznymi. Lazura, po wyschnięciu, została dodatkowo zabezpieczona lakierem ochronnym - ważna uwaga - do zastosowań na zewnątrz budynków. Wszystkie elementy pochodzą z marketów budowlanych. Koszt nie powinien przekroczyć kilkudziesięciu złotych.

1. Docinanie i łączenie elementów. 

A) Zacznijmy od nóg stołu. Do ich wykonania będą nam potrzebne 2 sosnowe kantówki (w projekcie 55x20x2100mm), dwie śruby zamkowe, sześć podkładek oraz dwie nakrętki (mogą być kołpakowe). Ponieważ połączenie nie będzie przenosiło zbyt dużych obciążeń, wystarczą nam śruby o rozmiarze 6. Ich długość uzależniamy od grubości listew, z których wykonamy nogi (w prezentowanym stole śruby to 6x60).

Korzystając ze skrzynki uciosowej lub ukośnicy docinamy 4 równe elementy - każdy powinien mieć 1000 mm. Na metrowych listwach odmierzamy 500 mm i zaznaczamy odległość - wyznaczymy tym samym miejsce połączenia nóg.




Jeśli korzystamy z ukośnicy, dobrze jest docinać wszystkie elementy razem (np. nogi, elementy blatu) - będziemy mieli pewność, że wymiar będzie identyczny:



 B) Nogi stołu będą tworzyły literę X. Musimy wywiercić w nich otwór, przez który przełożymy śrubę, aby je połączyć. Stół, w wersji prezentowanej w projekcie nie będzie wprawdzie składany, ale aby drewno pod wpływem lakieru, lazury i warunków atmosferycznych nie połączyło się na wieki wieków, każdą z nóg przedzielimy podkładką. W tym celu wiercenie zaczynamy od otworu na podkładkę - najlepsze będzie do tego wiertło puszkowe, takie samo, jakie stosuje się do wykonywania otworów pod zawiasy puszkowe (np. drzwi w szaflach kuchennych, etc.). Otwór nie powinien być zbyt głęboki, optymalnie, jeśli będzie miał tę samą głębokość, co grubość podkładki. Aby zachować dokładność prac, warto skorzystać z wiertarki ustawionej w stojaku lub (o ile ktoś dysponuje) z wiertarki kolumnowej.




Kolejny etap to wykonanie otworu przelotowego. Nogi połączymy śrubą zamkową - jest to bardzo sprytny i estetyczny łącznik, aby jednak zadziałał, powinien zostać unieruchomiony - śruba nie ma tradycyjnego łba na klucz sześciokątny ani krzyżakowy, musimy więc pamiętać, aby otwór wywiercić średnicą niewiele mniejszą, niż kwadratowa części tuż pod łbem śruby. Przy śrubach 6-tkach otwór wykonujemy wiertłem 6mm. Ponieważ przez otwór przejdzie jedynie gwint śruby, łącznik dobijamy młotkiem. Opisywane etapy na fotografiach poniżej (brakuje samej czynności dobijania młotkiem - była zbyt drastyczna):




Podkładki będą w sumie trzy - dwie pomiędzy nogami stołu (tak, tak, wiem, że śmiesznie...) oraz trzecia, pod nakrętkę śruby. Kiedy wywiercimy już wszystko, co do nas należy, kiedy wbijemy już śrubę, a pomiędzy nogi (stołu, nie swoje) włożymy podkładki, możemy założyć nakrętkę i połączyć obie nogi (przy dokręcaniu potrzebny będzie nam klucz płaski lub oczkowy rozmiar 10): 



Wszystkie czynności powtarzamy także dla drugiego kompletu nóg.

W następnej części zajmiemy się blatem stołu i jego wykończeniem. W ostatnim poście zostanie opisany montaż stołu. Tymczasem Pan Fleks postanowił uczcić zwycięstwo w MŚ 2010 Hiszpanii, czego i Czytelnikom serdecznie i z całego serca życzy. 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...