12 listopada 2014

Router Sport 50S - kupa na dwóch kółkach, cz. 2



W poprzedniej części pochwaliłem się Wam moją najbardziej spektakularną motoryzacyjno-finansową wtopą. Dzisiaj druga część opowieści, w której - zgodnie ze zasadami dobrych horrorów, najpierw następuje katastrofa, a później wzrasta napięcie.

Dla Czytelników, którzy opuścili pierwszą część, krótkie wprowadzenie. Bohaterowie akcji:
  • Romet, czyli dystrybutor nieszczęścia na dwóch kółkach, 
  • ADventure, Motoclub z Poznania, czyli autoryzowany sprzedawca i serwis.
Czas i miejsce akcji: Poznań, 2012-2014 rok. 

Po pierwszym roku użytkowania Routera miałem już pewne wyobrażenie na temat jakości skutera, a także fachowości serwisu, który z miejsca wskoczył na pierwsze miejsce mojej prywatnej listy największych fajansiarzy świata moto. Okazało się jednak, że serwis może przekroczyć cienką granicę pomiędzy absurdem, a totalnym zidioceniem, a sam skuter - zaskoczyć jeszcze wiele razy wyciekającą z każdej śrubki tandetą. Po moich przygodach w 2012 roku nastał rok 2013, wyjątkowo ciepła wiosna i lato. Pomimo, że zimą śniłem wiele razy, że ktoś włamuje się do garażu, kradnie Routera, a następnie - zgodnie z kodeksem honorowym złodzieja - popełnia samobójstwo na widok swojej zdobyczy, nic podobnego się nie wydarzyło. Router przezimował i wrednie się do mnie szczerzył, kiedy przyszedłem po niego i oznajmiłem, że spędzimy razem jeszcze trochę czasu.

W pierwszym roku Router oślepł. To znaczy ja oślepłem, a przynajmniej tak mi się wydawało. Podczas jazdy bowiem, łapałem się wiele razy na tym, że nie dostrzegam wskazówki prędkościomierza. Przyczyna była banalna i daleka od uwarunkowań medycznych. Plastiki skutera kolejny raz pokazały, że mają poczucie humoru i zaszły mgłą. Mgłą, przy której ta ze Smoleńska jest zaledwie żartem.
Od czego zaczyna sezon prawdziwy motocyklista? Wiadomo, od zlotu w Częstochowie. Albo od czarnej mszy, jeśli nie jest katolikiem. A od czego zaczyna wiosnę właściciel Routera? Tutaj małe zaskoczenie - od wizyty w serwisie! Po sezonie 2012 roku pozostało kilka spraw, które w motorku nie działały jak należy. Były to, m.in. kłopoty z przednim kołem, sprzęgłem i tylnym hamulcem. Sprawę gaźnika udało się załatwić po kilku tygodniach poprzednio - serwis wymienił część, po drodze podejrzewając nieprawidłowe ustawienia mieszanki: 

- No proszę pana, tu jest zbyt uboga mieszanka, dlatego gaśnie! Ja to panu wyreguluję! 
- Ale przecież parę miesięcy temu ktoś to już regulował!
- .........

Problem z przednim kołem polegał na tym, że podczas jazdy czuć było dość mocne bicie. Skuter przeszedł całą ścieżkę diagnostyczną, a następnie wymieniono w nim oponę. Ponieważ problem nie ustawał, skuter zamieszkał na kolejne tygodnie na Krauthoffera u cudotwórców z Motoclubu, bo jak się okazało, producent nie miał na stanie felg. Felgi do Routera okazały się być towarem mocno deficytowym, a rzekoma przerwa wakacyjna u producenta trwała, mniej więcej, od maja do września. Ostatecznie mechanik stwierdził, że przyczyną bicia jest spaw felgi, przez który koła nie da się wyważyć. Podobno sprawdzono kilka felg i opon, a zamontowano ostatecznie egzemplarz, który miał najmniejszą wadę. Warto podkreślić słowo "najmniejszą", bo wedle serwisu felg bez wad nie ma. Przynajmniej nie do tego modelu. 



Kolejne problemy ujawniły się w ramach przeglądu gwarancyjnego. Sprzęgło wydawało niepokojące piski, podobnie jak tylne hamulce. Ze skutera coś wyciekało, a spod kanapy sączyła się mazista ciecz. Sprzęgło - prosta sprawa - do wymiany (jak się później okazało, w 2012 roku było już raz wymienione - tak przynajmniej wynikało z zapewnień właściciela serwisu). Szczęki - także. Wycieki, do usunięcia. W pewnym momencie poczułem, ze z Motoclubem łączy mnie niemal rodzinna więź - odwiedzałem go bowiem częściej, niż moją prawdziwą rodzinę nad morzem. Miało to swoje plusy - niedaleko serwisu znajduje się centrum handlowe Panorama, a w nim - empik. Ponieważ nigdy nie udało się załatwić żadnej naprawy od ręki, wolny czas spędzałem na zakupach w empiku właśnie. Przez kilka miesięcy moja biblioteczka wzbogaciła się o kilkanaście pozycji.

Każdy odbiór skutera z serwisu kończył się protokołem po naprawie i wpisem do książki gwarancyjnej. Nauczony doświadczeniem, przed podpisaniem protokołu, sprawdzałem dokładnie, czy usunięto przynajmniej widoczne usterki - skorodowany wspornik tłumika, piszczące sprzęgło, wycieki. Nigdy nie miałem pewności, czy rzeczywiście wymieniano części układu przeniesienia napędu. Zgodnie z moją intuicją - nie zrobiono prawie nic. Właściciel jednak podsuwa mi do podpisania protokół odbioru, gdzie poświadczam, że nie zgłaszam uwag. Kiedy poprosiłem o wpisanie, że poszczególne usterki nie zostały usunięte, nieco się żachnął, ale przecież jedyna kopia zostawała u niego. Pan właściciel uznał zapewne, że dla świętego spokoju wpisze o co proszę, a potem jakoś to będzie. Nie spodziewał się jednak, że poproszę także o kopię. No i tutaj kolejny peszek 

- No kurcze wie pan co, ksero się nam popsuło, a żeby zeskanować to bym musiał mieć włączony komputer, a ja go wyłączyłem...

Aparat w telefonie to naprawdę dobra rzecz!


Po przeglądzie gwarancyjnym w 2013 roku, okazało się, że spośród zgłoszonych uwag, serwisanci zajęli się zaledwie jedną, bądź dwiema. Jedną z nich był wyciekający z silnika olej - procedura znana, telefon do Motoclubu (- Coś podobnego, no pierwszy taki przypadek! ), a potem telefon z pytaniem, czy jednoślad jest już gotowy. Wszystko było ok, do czasu przyjazdu na miejsce - przyczyna wycieku, zbyt wysoki poziom oleju. Podczas jego wymiany mechanik walnął się o setkę albo dwie, ale czy ktoś słyszał, żeby zbędna setka komuś zaszkodziła? No właśnie. Przyjeżdżam na miejsce:

- No jeszcze chwila, bo koledzy wzięli Routera na warsztat, będzie do odbioru za kwadrans.
 (w empiku mieli wówczas szwedzkie kryminały w dobrej cenie, więc chętnie skorzystałem). 

- No już gotowe, może pan odbierać - odzywa się w słuchawce znajomy głos.

Może oni jednak są dobrymi mechanikami, skoro tak szybko zrobili tyle rzeczy? Jazda ze zbyt wysokim poziomem oleju może poczynić znaczne spustoszenia - mogą puścić uszczelki, pojawić się dodatkowe wycieki. Wypadałoby więc sprawdzić szczelność silnika. Tak mi się przynajmniej wydawało. Serwis miał na ten temat najwyżej inne zdani, bo jedyną czynnością, jaką wykonał, było odciągnięcie nadmiaru oleju...

Spośród wielu wad mojego dwukołowego nieszczęścia, jedną z najpoważniejszych była pompa hamulca wraz ze zbiornikiem na płyn hamulcowy. Taka pompa składa się z tłoczka, który naciska manetka, co z kolei powoduje wzrost ciśnienia płynu hamulcowego w układzie, przesunięcie tłoczka w zacisku o ostatecznie dociskanie klocków hamulcowych do tarczy. Zbiornik zintegrowany z manetką ma specjalne oczko, przez które kierowca wie, jaki poziom płynu jest w zbiorniczku. 



W moim egzemplarzu oczko było wykonane z tworzywa sztucznego, które płyn hamulcowy... rozpuścił!

Plastikowe "szkiełko" rozpadło się któregoś pięknego dnia, a co to oznacza w praktyce nie muszę chyba wyjaśniać... Rok 2013 to była walka z czasem. Gdzieś w okolicy maja, po rozpoczęciu sezonu i kolejnej wizycie w serwisie, uznałem, że czas się rozstać. Ze skuterem i Motoclubem. Prawo daje nam możliwość, tzw. odstąpienia od umowy, jeśli zakupiony przedmiot wykazuje wady, które uniemożliwiają korzystanie z niego. Czas na ten zabieg upływał po roku od zakupu. Napisałem zatem pismo, w którym poinformowałem o odstąpieniu od umowy i zawarłem w nim żądanie zwrotu pieniędzy za skuter. Efekt nietrudno przewidzieć. Usłyszałem, że to niemożliwe, żeby zwracać się z tym do Rometa, etc. Pomimo, że miałem ze sobą pismo, które chciałem złożyć osobiście, właściciel serwisu stwierdził, że... nie może go przyjąć. Zupełnie, jakby to był prom kosmiczny, którego nie będzie miał gdzie przechować... We wspomnianej galerii handlowej, o której pisałem kilka akapitów wcześniej, jest także poczta. Po rozmowie z właścicielem serwisu postanowiłem zatem wysłać moje pismo tą drogą, za potwierdzeniem doręczenia. Po kilku dniach znalazłem w skrzynce zwrotkę, poczta została odebrana. Kilka dni później, pismo od właściciela, że on się jednak nie zgadza. A tak naprawdę to jestem naciągaczem, bo specjalnie zrobiłem zdjęcie poprzedniego protokołu odbioru, bo już wtedy planowałem taką akcję....

Jak się skończyła sprawa skutera i sezon 2013? Otóż zatelefonował do mnie szef serwisu centralnego Rometa z pewną propozycją. Otóż zaoferował mi, że odbierze skuter, sprawdzi go dokładnie w centrali, a następnie odeśle. Fajnie, prawda? Dodatkowo miałem otrzymać jeszcze pół roku gwarancji. A to wszystko w zamian za "odstąpienie od odstąpienia", czyli wycofanie mojego pisma o anulowaniu umowy kupna, które trafiło już wówczas do kancelarii adwokackiej. Zadowolony z takiego obrotu sprawy zrobiłem to, o co mnie poproszono i umówiłem się na telefon po powrocie z wakacyjnego wyjazdu. Niestety, w Romecie rozpoczął się kolejny sezon urlopowy, a o propozycji, jaką dostałem, wszyscy zdawali się zapomnieć. Taki rodzaj urlopowej amnezji... 

Czy kanapa powinna wytrzymać jeden lub dwa sezony? Niekoniecznie. Być może materiał rozpuściły ulewne deszcze, a może smog. 

Skoro większość nastolatków ma pryszcze i z nimi żyje, to dlaczego pryszczaty nie mógłby być skuter?
Czy bak w skuterze powinien być szczelny? Teoretycznie tak. Ale przecież spalanie takiego jednośladu jest tak niewielkie, że paręset mililitrów paliwa, które wycieknie przez nieszczelne zgrzewy to nic wielkiego...
Większość śrub i wkrętów rdzewieje już po roku. No jak pada deszcz, to wszystko rdzewieje, prawda?


10 komentarzy:

  1. Porażka, masakra, brak słów i szkoda nerwów...
    I co dalej?

    OdpowiedzUsuń
  2. Bogusław Wądołowski13 listopada 2014 21:58:00 CET

    Panie Fleksie, proponuje przerobić/przetopić go na ściski stolarskie.
    Hmm, może lepiej nie, nie wytrzymałyby tygodnia....

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak to się mawia - chytry dwa razy traci. Kupowanie 2 czy 4 kółek potwierdza tą zasadę, to ma w końcu nas wozić i dowozić całych i zdrowych. Oszczędności niech Pan szuka gdzieś indziej bo życie ma się tylko jedno!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem, że Panu Fleksowi nie jest do śmiechu, ale fajnie się to czyta:)
    Może ten czas w empiku nie pójdzie na marne i dzięki temu skuterowi napisze Pan jakąś fajną książkę.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Pan Fleks - blog DIY, testy na16 listopada 2014 21:48:00 CET

    Zbieram zapisy na udział w uroczystym zepchnięciu tego cuda do Rusałki ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pan Fleks - blog DIY, testy na16 listopada 2014 21:49:00 CET

    Za dużo pracy, a ostatecznie - masz rację. Jedną tandetę przerobić na inną? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pan Fleks - blog DIY, testy na16 listopada 2014 21:50:00 CET

    Ależ ja nie byłem chytry! Miałem do wydania większą sumę, ale po rozmowie w salonie uznałem, że to będzie bardzo dobry wybór, w czym zresztą współwłaścicielka salonu mnie utwierdziła ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Pan Fleks - blog DIY, testy na16 listopada 2014 21:51:00 CET

    Powieść w częściach będę publikował póki co tutaj. W tajemnicy dodam, że będzie kolejna część o Routerze ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Rusałka - takie jeziorko w Poznaniu (dla tych co nie wiedzą) ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. zastanawia mnie to dodatkowe pół roku gwarancji. Jaki to ma sens? Przeciez to się skończy zimą, kiedy skuter garażuje.

    OdpowiedzUsuń

Blog został przeniesiony na www.PanFleks.pl. Jeśli masz ochotę wziąć udział w dyskusji, zapraszam pod nowy adres.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...